Autor / Wiadomość

Jak to było z moim lub "moim" koniem...

NikNiok
Establo VIP



Dołączył: 28 Lut 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachmurkowo

PostWysłany: Pią 10:36, 23 Sty 2009     Temat postu: Jak to było z moim lub "moim" koniem...


Przepraszam Brzoskwinko, że tak, ale musiałam - ślicznie to opisałaś:

Cytat:
Na początku 2006 roku wraz z przyjaciółmi planowaliśmy wyjazd na wakacje. Wymyśliliśmy wyprawę na jurę do znajomych, od których mój przyjaciel kupił swoją kobyłkę. Mieliśmy jechać w 4, pozostali mieli swoje konie, a ja miałam dostać kobyłke w dzierżawę na czas wyjazdu. Wiedziałam, że jest źrebna. W maju dostaliśmy informację, że się oźrebiła, ma ogierka. Wiosna mineła szybko. W lipcu zebraliśmy się i wyjechaliśmy Kobyłka była bardzo wygodna, niezwykle posłuszna, grzeczna, usłuchana. Polubiłam ją. A jej syn ? Przerośnięty, krzywy, łaciaty i wiecznie brudny. Kiedy ja się zajmowałam jego mamą ciagle mnie zaczepiał, a jak nie zwracałam na niego uwagi zaczynał demolować otoczenie, w kącie były poukładane wiadra, miotły itp. Rozrzucał to robiąc wiele hałasu. Dopiero jak zaczynałam go czyścić stał dumnie i się nie ruszał. Wtedy pierwszy raz podniosiłam mu kopytka. Kiedy jeździłam on zwykle bigał w zupełnie innym miejscu ze swoim przyjacielem, rówieśnikiem, kucykiem Luckiem Ale jak zachciało mu się biegać za mamą często łapał mnie za nogę i się za nami ciagnał. I tak nasze wakacje mijały. Kucyk Lucek został zakupiony i przewieziony do naszej stajni we wrześniu.
Marzyłam o koniu. Ale nie miałam odpowiednich pieniędzy. Wtedy mój przyjaciel wpadł na pomysł, że powinnam kupić źrebaka, ale nie byle jakiego, tylko z zaufanego domu. I pokazał mi zdjęcie łaciatego. Wyśmiałam go. Ale nie długo po tym pojechaliśmy zobaczyć go. Miał 9 miesięcy, wyrósł od naszego ostatniego spotkania, wyładniał. Wiedziałam, że to ten Jakiś czas później został przywieziony do naszej stajni. Postawiliśmy go do boksu, gdzie tył miał oddzielony Lucek. W nocy Dexter otworzył kolegę, wszystko wskazuje na to, że się poznali. Po pewnym czasie zlikwidowaliśmy ścianę, długo razem stali. Nawet dziś nie ma z tym problemu kiedy jest potrzeba
Uczenie podawania nóg, chodzenia na uwiązie, długie spacery i poznawanie okolicy. Pierwsze lonże miał w wieku 1,5 roku z powodu kastracji. Na dzień dzisiejszy nadal leniuchujemy Ogólnie jest to oaza spokoju, 166 w kłebie i rośnie w przerażającym tempie. Skumaliśmy się



To jest historia Brzoskwini i Dextera Smile
Ja mogłabym opowiedzieć o kilku koniach takich... "moich" niestety... pewnie Wy też macie takie historie w zanadrzu... a więc?
Jak to było z Waszymi lub "Waszymi" końmi?
Zobacz profil autora
brzoskwinia
Weteran



Dołączył: 22 Mar 2007
Posty: 920
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:34, 26 Sty 2009     Temat postu:


No Very Happy jak widać ja nieświadomie zaczęłam temat Wink
NikNiok ! Śmiało Smile
Zobacz profil autora
NikNiok
Establo VIP



Dołączył: 28 Lut 2007
Posty: 1457
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Zachmurkowo

PostWysłany: Śro 15:20, 28 Sty 2009     Temat postu:


Hmm...
Co tu dużo mówić?

1. Dworka. Kiedy zaczynałam jeździć to jej nie było. W stajni stały wtedy 2 kuce i wredna, kopliwa i gryząca Rózia. No i osioł. Ja zajmowałam się małymi, koleżanka Rózią. Kiedyś się o coś pożarlyśmy, przestałam przychodzić do stajni na jakiś miesiąc. Kiedy wróciłam było nas już więcej. Pojawił się Eben - siwy arab i Dworka. Ja nadal "miałam" kuce. Dworkę kochałam całą sobą, nawet nie wiem skąd to się wzięło. Może dlatego, że byłam tym workiem kartofli, który był na nią wrzucany? Ja, jako najlżejsza z towarzystwa, a do tego czepiająca się konia jak koala? I Dworka - miała wtedy jakieś 10 lat, kobyła od wozu. Z czasem koni przybyło, ludzie się przetasowali... Dostałam Dworkę pod opiekę. I to był najpiękniejszy dzień. Trwało to sobie ze 3 lata. Nie marzyłam wtedy o niej, jako o własnym koniu. Ona i tak była jak moja. Spędzałyśmy razem każdy dzień. KAŻDY.
Byłam z nią przez 2 ciąże w tamtym okresie... z obu niestety nic nie wyszło. Jednego źrebaka usypiali na moich kolanach... A pamiętałam jeszcze Dukata, z którym Dworka przyjechała (został sprzedany jako roczniak).
Nadszedł dzień, kiedy szala goryczy się przelała i postanowiłam odejść z tej stajni....miałam dość tego co tam się działo... Nadal jednak przychodziłam codziennie do Dworci. A kiedyś przyszłam i już jej nie było...
Zobacz profil autora
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)


 


Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach