Wysłany: Pią 10:48, 09 Maj 2008
Temat postu:
Taaa...
-w galopie po betonie
-w ściganiu się z tramwajami bądź pociągami
-we wprowadzaniu kuca na maneż (zliczając wszuystkie chwile kiedy zostawałam wywożona z owego maneżu, to na wprowadzaniu spędzałam czasem i pół jazdy - bez naciągania
)
-w hamowaniu konika, który ma w pysku beton zbrojony
-w siodłaniu nadymającego się jak balon panicza
-w naprawianiu zdemolowanej przez owego pana dwukółki, którą uznał za wroga nr jeden (chociaż był to kucyk, który w zaprzęgu wcześniej chodził, a i po przerwie był do tego starannie przygotowany)
-w gonieniu konika, który uciekł za bramę (na terenie "stajni" był warsztat - konie były tam w sumie bardziej przypadkiem), pobiegł torami tramwajowymi (bo obok, trawką przecież nie można) do komisu samochodowego
-prowadzanie uparciucha za grzywkę, kiedy kantar został <...> (tego właściwie nikt nie wie-stan zastany)
-w lonżowaniu kuca, który twardo twierdzi, że nie wie o co ci chodzi (wiedział doskonale...ta menda urodziła się w cyrku
)
-w spadaniu ze stojącego kuca na betonową płytę z wystającymi "uszkami" zrobionymi z metalowych prętów (stał, stał i nagle uznał, że ten spalony w czasie pokazów, polonez, który stoi obok, go ZJE. Więc zrobił skok w bok bez ostrzeżenia - żeby wróg się nie zczaił)
-przekonywanie kucyka, że kładzenie się ze mną w czasie terenu, to nie najlepszy pomysł
-i w końcu - prowadzenie owego kucyka przez kawał lasu do domu, bo tak strasznie mocno kulał (nic w kopytach nie miał, ale wolałam dmuchać na zimne - skończyło się tak, że ledwie przekroczył bramę, to pogalopował radośnie do stajni wyrywając mi się z rąk i przecerając paluchy)
-odrywanie kucyka od wiadra ze śmieciami (a uwierzcie - nie było łatwo, bo jak już się raz schylił...)
-pojenie kuca wiadrami wody, kiedy owy pan nażłopał się rozcieńczonego denaturatu
I wiele, wiele innych. Żeby było zabawnie - ja lubilam na tym draniu pomykać